Z dziennika okrętowego ...
Całe życie na szerokich wodach,
daleko od stałego lądu ludożerców.
Pływam po oceanach złudzeń
i po morzach odległych pragnień,
opieram się sztormom trudnych chwil,
dryfuję po zatokach beznadziei i lęków,
odkrywam bezkres możliwości,
martwe rafy wątpliwości i niewiary,
zwiedzam mało przyjazne Atole Zaniechań,
przepływam przez Cieśniny Obłudy
i Fałszywych Komplementów.
Sięgam wzrokiem
aż po horyzont niedoczasu.
Stoję na kapitańskim mostku.
Sztormiak krępuje moje ruchy,
ale chroni od deszczu łez i wiatru kłamstw.
Załogę już dawno zdziesiątkowała zaraza.
Nikt nie przeżył...
Nigdy nie przyzwyczaję się do samotności.
Ostatnią butelkę rumu wypiłem
w okolicy równika ekstazy,
opływając szerokim łukiem
przylądek Dzikich Żądzy i Braku Umiaru.
Nie, nie było ku temu
żadnej szczególnej okazji,
wypiłem bo liczyłem na to,
że znowu zobaczę gwiazdy.
Moje położenie jest coraz gorsze.
Kończy się słodka woda,
a nadal nie widać
słonecznej Wyspy Radości.
Czyżby rację mieli ci, co mówili,
że to zwykła mrzonka,
że mapa doświadczeń jest fałszywa?
Jak tak dalej pójdzie,
nie pozostanie mi nic innego
jak strzelić sobie w łeb.
Powstrzymuje mnie tylko nadzieja.