Niesamowity cyrk Pana Framsýni (Część II)
gdzie każdy znajdzie swoje miejsce.
Mamy tu klaunów,
akrobatów i skoczków,
konie, lwy i tygrysa.
Mamy siłacza,
tancerzy i magików,
psy, węże i krokodyla
Każdy ma swoją zapomnianą historię,
którą się nigdy nie dzieli.
wyczarowujący smoki,
straszny i zachwycający,
poruszający się między
kulami ognia na łańcuchach,
jakby były mydlanymi bańkami.
Porozumiewamy się z nim na migi,
ktoś mu kiedyś, gdy jeszcze
nie potrafił nawet chodzić
wyrwał z ust język
Nasza para żonglerzy,
kobieta i mężczyzna
w czarno-białych strojach,
z twarzami pomalowanymi
Wydają się mieć kule i kręgle
przywiązane na linkach,
tak magicznie przelatują między nimi.
Jak dziwnie, że nikt nie wie,
że żonlerka jest księżniczką,
a żongler umiłował mężczyzn
Nasza poskramiaczka kotów,
spójrz na nią wśród lwów
z tygrysem u stóp.
Jak dobrze, że porzuciła
swoją grupę rzezimieszków,
by pokazywać się z nami.
Uwielbiamy jej historie,
opowiadane przy ogniu,
który migocze na opasce,
osłaniającej jej oko.
Nasz treser koni,
który muska je dłońmi,
mówi do nich jak do dzieci,
ma w sobie ojcowską delikatność
i równie ojcowską surowość.
Nikomu o tym nie powiedział,
oprócz pana Framsýni,
ale swą wiedzę o zwierzętach
wyniósł, przygotowując
psy do walk.
Nasza konferansjerka,
żona Framsýniego,
wzięli ślub przy nas wszystkich.
Jest taka szczęśliwa,
mogąc przemawiać do tłumów,
zupełnie jakby nigdy nie wygnano jej
kiedyś z miasta i zostawiono,
by umarła z głodu,
a my ją znaleźliśmy
i się nią zaopiekowaliśmy .
starzec siedzący przy ogniu,
o twarzy porytej wiekiem,
z rękami poparzonymi
przez lata pracy.
Mój cud w pudełku
lśni niesamowitym blaskiem,
gdy uchylam pokrywkę