Krew na trotuarze
Ku oknu wiedzie jej senny krok
Powoli bo cóż więcej mięśnie mogą
Gdy nadal krwawi zraniony bok
Ona śnieżnobiała świat zaś w mroku
Kontrast nadaje jej niezwykłej figurze
Jednako na miesiąca wzroku
Widać ciemność w tejże posturze
Pewny jej wzrok oplata zimno nocy
Każdy demon boi się tegoż kwiatu
Flawia to majestat nie byt sierocy
W jej ręku widać znamiona batu
Więc kiedy ujrzała krew na trotuarze
Nie była zdziwiona ni przerażona
Tylko w powietrzu ręką coś marze
Wiedząc stanowczo co się dokona
Wnet się odsączyła czerwień od brudu
Unosząc się kroplami perlistymi
Nie czyniąc przy tym najlichszego trudu
Jednako losowi nie będąc zdanymi
Suną statecznie w stronę okiennicy
Spływając tak do pustego flakonu
Gdzie zasną snem wiecznym w tajemnicy
Zdając się ostatniej z Avalonu
Flawia odkłada kryształ do puzderka
Z ofiary krwi pysznie zadowolona
I tylko na chwilę za siebie zerka
By ujrzeć jak pierwsza gwiazda kona