Poezja
Do ludzi, do ścian, do telewizora,
czasem nawet do tostera —
bo twierdziła, że ma w sobie duszę prądu.
Słowa wyskakiwały z niej jak popcorn —
pękały, strzelały, rozsypywały się po podłodze.
Sąsiedzi narzekali,
że nie da się spać przy takim monologu egzystencjalnym.
Dentystka ostrzegała:
— Proszę nie mówić tyle po wizycie,
bo plomba się nie zwiąże.
A ona wtedy, z ustami jeszcze znieczulonymi,
zaczynała tłumaczyć, czym różni się prawda od przekonania.
Plomba drżała.
Najpierw lekko — jak liść w przeciągu,
potem mocniej — jak granat przed wybuchem.
Ostatnie zdanie brzmiało:
„W gruncie rzeczy poezja jest…”
I wtedy pękło.
Nie język, tylko plomba.
Ale tak nieszczęśliwie,
że zrobiło się zwarcie między słowami a tlenem,
i cała się zawiesiła.
Na pogrzebie nikt nic nie mówił.
Dla bezpieczeństwa.
