Miłość zaczyna się czasem od pociągu
I jego melancholia
Spotkały kiedyś się
Gdzieś w drodze do Zamościa
Ona roniła cicho łzy
On siedział zamyślony
A pociąg grał rytmicznie im
Gdy do Zamościa gonił
I pewnie nie widzieli
Nawet siebie nawzajem
W swych myślach pogrążeni
Ta pani z tym panem
Aż pociąg się zatrzymał
W Zamościu kończąc bieg
Gdy pan pani walizę podtrzymał
To w oczy spojrzał jej
I w oczach załzawionych
Zobaczył nieba skraj
I stanął zachwycony
Pomyślał - tu mój raj
I pani tego pana
Dostrzegła też spojrzenie
I jego melancholię
I smutne zachwycenie
I wysiedli już razem
Na stację ręka w rękę
I czy Zamość to sprawił
Czy ich pociąg – nie wiem