pokruszone nadzieje rozsypię po kostrzewach i wrzosach
szukają ukojenia głaszcząc
skamieniałe tętnienie
nie zdążyli miłować na tej ziemi
dlatego nastąpiło
przemienienie w skrę
która miękko omszyła się
na powierzchni ostańców
a nieskończoność nasyciła
zgłodniałe istnienia
ostatnimi kroplami kobiet karmiących
za dzień dwa znikną pomiędzy
powietrzem a oddechem
nie szczekną brytany a wulkany
nienawiści zastygną w oczekiwaniu
na początek końca
osiądą na półce siódmego księżyca
nieśmiertelni pomiędzy żywymi