bo nowy dzień wstaje
wieczornej nadziei promień zgasł skrycie
pełznie czas jak po ziemi wężowy gad
i przemija powoli, a wraz z nim życie
ulotne jak na wietrze wiosenny puch
wiatrem niesiony przez miasta ulice
to tylko chwila, gdy nieśmiertelny duch
wyłoni spod kotary ślepia swoje wilcze
jak gwiazd dalekich nieprzerwany blask
rozjaśni czerń, a ta zamrze w jasności
w dźwięku źrenic potworny trzask
hukiem działa w uszach zagości
i runie świat pogrążony w snach
z świtem zbudzi się nadzieja
przyjdzie niezauważona w dniach
krokiem mistrza dobrodzieja