Dąb
Ciągnę w górę życia soki
Słońce karmi żyłą złotą
W moich włosach krzyczą sroki
Czad z powietrza wciągam w siebie
A z powrotem tlen oddaję
Na błękitnym, czystym niebie
Życia wzorem wręcz się staję
Pszczoły grzebią w moich kwiatach
Znów zwabione ich nektarem
Przekaz niosąc mój dla świata
Że się chcę połączyć w parę
Genetyczną informację
W twardej pestce betonuję
A za jakiś czas - w wakacje
Słodkim cukrem obuduję
Mych owoców amatorzy
Ziarna w sobie w dal poniosą
Żebym armię dzieci stworzył
W świt karmionych ranną rosą
Żyję sobie w jednym miejscu
W lecie kwitnę, marznę w zimie
W skraju lasu, tuż przy wejściu
Wszyscy znają moje imię
Wroga mam tylko jednego
Dziwne zwierzę na dwóch nogach
Już go widzę i dlatego
Zimna mnie ogarnia trwoga
Stal siekiery niesie z sobą
Albo piłę, która śpiewa
Gdy w las idzie polną drogą
Drżą ze strachu wszystkie drzewa
Jaki cel żywota jego ?
Wszyscy szumią, że rozumny
Nie rozumiem więc dlaczego
Z mego ciała zrobi trumny
(c) Kmicitz luty 2016