Na krawędzi istnienia
Na skraju życia rozkwitła w światłości
gwiazda wieczności, co w bezkresie tonie.
Zna światów pierwsze oddechy w ciemności,
widziała Ziemię w galaktyki łonie.
Świat się przekształcał w płomieniach energii,
w gwiezdnych mgławicach porządkując nieład.
Znikały gwiazdy gdzieś w czarnej materii,
nowe wschodziły, by rozświetlać wszechświat.
Czas nie istnieje w grawitacji sferach,
trwa wiecznie w gwiezdnych przestrzeniach złudzenia.
Światy się rodzą w bezkresnych eterach,
wszystko trwa w ruchu; w nim jest sens istnienia.
Siła impetu trzyma świat w jedności,
zniknie, a wszystko rozsypie się w prochu.
Bez niej utkniemy na skraju nicości,
rozdarty wszechświat pogrąży się w mroku.
