Moona daje się ponieść
Ja poetką czasem bywam z definicji.
Wiem, że trudno to wytrzymać, gdy się liczy
te minuty w zamyśleniach, zgrabnych rymach.
Gdy odpływam białym wersem przedwieczornie,
by zanurzyć się w poezji raz kolejny.
Pan się złości zatęskniony i bez przerwy
spojrzeniami mnie zarzuca jak gondolier
zapraszając do swej łódki. Na kolację,
co smakuje metaforą Tetmajera.
Pan tak czule patrzy na mnie; już się zbieram.
Jeszcze tylko kilka liter tu zostawię
i znów dam się uprowadzić. W niecodzienność.
Bo dzień do dnia niepodobny, kiedy z Panem.
Piękno życia wierszem może być pisane,
chociaż w prozie tkwi jej nieodparte sedno.