Mistrz bez Małgorzaty (I)
~ Michaił Bułhakow ~
Nakarm mnie tym krzykiem i pozwól biec dalej.
Bo tylko w ciszy najmocniej chłoniemy smak istnienia, nasączony osamotnieniem i tęsknotą.
Wijesz się niczym ryba na haczyku, śnięta już,
a jeszcze bezdźwięcznymi wargami wzywasz bezgłosy.
Zachody na przemijaniu zaczynają taniec,
a tafla wody jak nożem, tnie bochen pszenicznego chleba.
Kiedy jutro wstaniesz, to co ujrzysz?
Pustkowie w czarnych oczodołach, czy szklane oczy zaślepione na jutro.
Zarzucisz niedbale na ramiona brudny szlafrok Wolanda,
i pobiegniesz w tany, naga w miłosnej emfazie.
Małgorzata dwudziestego pierwszego wieku… Bo taniec wciąż trwa.
A przy stole tak samo jak wtedy, mierzy się człowieka dwoma kategoriami:
Pierwszej i drugiej świeżości.
Ty jak matka rozdajesz głodne brzuchy i zabierasz ostatnie okruchy ze stołu niewidomego…