nad herbacianą filiżanką swędzi się babie lato

w konwaliach zadurzeni młodzi i niegrzeszni
zamknęłam drzwi przed wiatrem
by nie potargał bieli
dzisiaj wpadliśmy w lipiec
do Anny w malinowych ustach
gasiliśmy pragnienie a kiedy szukaliśmy powrotu
na rozstajach wrześniowych
spadały kasztany
jutro zanurzymy się w beznamiętny listopad
w pergaminową szarość
nie zatańczymy razem tanga
uwięzione w sprężynie czasu stopy
szurają spopielałym jesionem
a wieczorem będziemy już w styczniu
w nowym domu
zamknę jeszcze raz swój pokój
Słońce do niego nie wejdzie
już nie kochamy siebie tak jak dawniej
inaczej dotykamy naszych ust
inaczej marzniemy we flanelowych ramionach
ogrzewamy nasze dotykanie
tylko trzykrotka na parapecie
szmaragdzie się wiosną kolejną w naszym trwaniu
dzisiaj zegar piaskowy jedną zatrzymał