Do Babci …
co za punkt wyjścia do rzadkiej urody!
Nie mam fotografii, choćby czarnobiałej,
z czasów, gdy świat był młodszy
o kilka katastrof i kilku szaleńców.
Mało twych słów pamiętam, jeśli już to pieśni
cichutko nucone o dobrym Jezusie.
Pamiętam zapach ciasta i krochmalu,
błysk ognia pod blachą i węgiel przy piecu,
twoje radosne krzątanie się w kuchni
i moje rysowanie palcami po mące,
rozsypanej na desce niczym obietnica
smaku obiadu, gdy wrócą dorośli.
Słońce padało na mały stół w kuchni
i wystarczyło unieść dłoń nad blatem,
by z cienia wyczarować całe zgraje duszków,
tych samych chyba, co fruwały w bajkach.