Koniec cywilizacji (wersja II)
i srebrne motocykle,
lśniące dźwigi
i starożytne ruiny,
przedmioty z metalu,
drewna i kamienia.
Widzę,
jak rozpadacie się
w pył, który łatwo strzepnąć
w zimny, lecz rześki
wszechświat.
Bez śladu
wasze istnienie,
podobnie jak i nasze,
łatwo i ochoczo zapomniane
przez atomy.
My,
miękkie, żywe istoty,
obrosłe rzadką sierścią,
skulone w rogach domostw,
zasłuchane w pieśni.
Od tysięcy lat
zapatrzone w ogień,
lepiące domowe bóstwa
lub szukające wiary
u Galilejczyka,
który miał powrócić,
ale się nie stało.
Więc usiedliśmy
w lotosie,
niektórzy zaczęli pić
i malować abstrakcje.
Niektórzy
zaczęli używać życia,
tak, jak się używa
jednorazowych
opakowań.
Próby lepienia
światów alternatywnych
w laboratoriach sztuki
nie powiodły się.
Tak dopełniliśmy
naszego losu,
a po cywilizacji zostały
małe bąbelki
(miewam takie
wrażenie optyczne,
gdy mocno zaciskam
powieki).