Opowieść o walecznym rycerzu Svenie Kuternodze
Świat znał wielu rycerzy, walecznych, złowrogich,
Ale niewielu godnych Svena Kuternogi.
W polu, w turnieju szrankach spuszczał wszystkim baty.
Bał się go Olaf Piękny i Harald Pyskaty.
Czy to w zapadłej dziurze, czy w świetnej stolicy
Drżeli przed nim rabusie, smoki, czarownicy.
Potwory on wytrzebił tak świetnie, że pono
Minister środowiska je objął ochroną.
I dziewice wybawiał (nawet brzydkie, stare)
Gdyby się z każdą żenił, miałby wielki harem.
Lecz on nie chciał się żenić, chociaż dzielny, młody
Nęcił go gwar bitewny, rycerskie przygody.
Kiedyś Sven w swoim zamku z drużyną jadł obiad.
Był zły, bo już nie walczył chyba od tygodnia,
Aż tu umyślny mówi „W jamie pod Krakowem
Osiadł i gnębi ludzi smok dwunastogłowy.”
Rycerz humor odzyskał, uśmiechnął się szeroko,
Posłał giermka do miasta po maść przeciw smokom,
Sprawił ucztę rycerzom z całej okolicy,
Wytoczył na nią najstarsze beczki ze swej piwnicy,
Nazajutrz złożył ofiarę, z bogami pogodził,
A potem wsiadł z drużyną do najszybszej łodzi,
Sam sklarował ładunek, sam żagiel rozwinął
I ku nowej przygodzie do Polski popłynął.
Thor dał wiatry pomyślne i statek rycerzy
W trzy dni z niewielkim hakiem szlak wodny przemierzył.
W Gdańsku Sven kupił konie, by w głąb lądu dotrzeć
I wzdłuż Wisły w nieznane wyruszył samotrzeć.
Jechał przez dzikie puszcze, mijał ludne grody,
Czasem zbaczał – polował albo szukał brodu,
Wreszcie po długiej drodze i przygodach wielu
Odwiedził króla Kraka na zamku Wawelu.
Król nie od razu szczęściu swojemu uwierzył,
Wielką ucztę wyprawił dla dzielnych rycerzy,
Ostrzegł ich, że smok sobie z innymi poradził:
Tuzin wojów przepędził, dwa tuziny zgładził,
Że zionie wielkim ogniem, żywi się owcami,
Lecz nie pogardzi bydłem, ani dziewicami.
Rano, kiedy po uczcie zamek spał głęboko
Sven wstał, się nasmarował maścią przeciw smokom,
Broń przypasał, wychylił dwa miodu puchary,
A potem poszedł walczyć do smoczej pieczary.
Smok już nie spał, a tylko w kącie sobie leżał,
Kłapnął jedną z swych paszczy i połknął rycerza,
Nagle poczuł smak maści, złapało go wzdęcie,
Więc wypluł zaraz śmiałka, aż pod sam Oświęcim.
Wściekły nań, jeszcze w locie ogniem go przyprażył,
Potem poszedł się napić i zasnął na plaży.
Sven miał szczęście, bo znalazł się w mięciutkim stogu,
Wyszedł zeń, lecz już nie był Svenem Kuternogą.
Noga Svena w cudowny sposób ozdrowiała,
Po tym, jak w smoczym ogniu dobrze się wygrzała.
Rycerz podumał chwilę i rzekł: „Nic z tych rzeczy,
Nie będę walczył z gadem, który mnie wyleczył.”
Po raz pierwszy bez lauru powrócił do domu,
Lecz pamiętał żar, który tak świetnie mu pomógł.
Przy swym zamku zbudował sobie małą chatę,
Gdzie kazał w piecach palić i zimą, i latem,
Chodził do niej co wieczór wygrzać się do woli...
Inni go podpatrzyli, no i tak powoli
Minęło jedno, może nawet drugie tysiąclecie
I dziś sauny są znane już na całym świecie.
.