Polska
Zawsze byłaś ukryta w moim sercu na dnie,
Wierzyłem, że nadejdziesz w sztandarów łopocie...
I w końcu przyszłaś, ale unurzana w błocie,
W walkach partyjnych o to, kto więcej ukradnie.
Nie jesteś wielka, dumna – lecz zgnębiona szara,
A na Tobie krzykacze, jak muchy na trupie...
Ja zaś milczę pokorny, bo wiem, że to głupie
Stanąć przed wybrańcami ludu, krzyknąć „Wara!”
A ja milczę, bo dla mnie to jest niepojęte,
Jak mógł Cię spotkać Polsko taki wielki blamaż,
Że gębę Tobą wytrze jeden z drugim kramarz
I geszeft swój przystroi w Twe sztandary święte.
Ale wierzę, że w końcu jakiś cud się stanie,
Który Cię do wielkości z letargu obudzi,
Zrzucisz z siebie żarłocznych pasożytów-ludzi
I wspaniała, jak w sercu Cię noszę, powstaniesz.
Wierzę, że czas krętaczy minie z woli nieba,
Przez serca przejdzie wolność jak powiew swobodny,
Lecz przedtem muszę umrzeć – widzieć Cię niegodny,
Bo milczałem, gdy głośno krzyczeć było trzeba.
.