Ptaszek w klatce - H.H przypadki III
Mój drogi H.H.
Gdy tylko usłyszałam, co się stało,
Żałość wypełniła moje serce.
To niemożliwe, abyś był wampirem,
ze wszystkich ludzi,
ty byłeś najczulszy,
najbliższy memu sercu.
Jak to możliwe, że to nieszczęście,
spotkało nas u progu wspólnego życia?
I.G
moje życie utraciło znamiona luksusu.
Sypiałem w tanich hotelach,
a gdy skończyły mi się pieniądze,
zacząłem zaszywać się w stodołach
i opuszczonych budynkach.
Raz, przez pomyłkę, wślizgnąłem się do stajni,
płosząc zwierzęta, które wszczęły raban.
(Ponieważ wyczuły wampira
i zareagowały instynktownie
na tak dużego drapieżnika
przyp. S.M)
Na szczęście udało mi się umknąć,
nim przybył właściciel
i zobaczył mnie w tak żałosnym stanie.
Nie mogłem się pożywiać,
by nie zostawić tropów,
a przez to moje oczy
lśniły czerwienią przez cały czas.
Przez skórę zaczęły przebijać
nawet najmniejsze żyłki.
Moja twarz nie była dłużej przystojna,
policzki się zapadły,
blizny stały się jeszcze wyraźniejsze,
sprawiając, że prawa strona mojej twarzy,
zdawała się odarta ze skóry.
Cienie pod oczami
były czarne jak inkaust.
Teraz nikt nie miałby wątpliwości,
co do tego, kim jestem.
Straciłem laskę
i musiałem podpierać się
na znaleźnym kosturze.
Gdy brakło mi już sił
i upadłem na poboczu,
składając głowę na trawie,
jak na najmiększej poduszce,
by zasnąć lub umrzeć,
wydawało mi się, że
podeszła do mnie elegancka para.
Mąciło mi się w głowie,
wypełniając umysł blaknącymi wizjami,
lecz dostrzegłem ich bladą skórę
i ciemne ubrania.
Podnieśli mnie za ręce,
jakbym nic nie ważył,
co mogło być bliskie prawdy.
Mężczyzna przerzucił mnie przez ramię,
zupełnie jak upolowaną zwierzynę.
Nie martwiłem się tym,
że mogą mnie zabić.
Byłem już w agonalnym stanie.
Przed oczami zamknęła mi się ciemność,
przypominając zaćmienie księżyca.
Kiedy się obudziłem,
leżałem wśród białych,
czystych prześcieradeł.
Oświetlenie było przytłumione,
zapewne, by nie ranić podrażnionych oczu.
Odebrano mi płaszcz, spodnie oraz buty.
Na nadgarstkach miałem
zaciśnięte srebrne kajdanki,
które wybrano ze znawstwem,
a skórę pod nimi
ktoś łaskawie zabandażował.
Nie mogłem mieć pewności, czy szarpałem się,
rozrywając delikatną tkankę,
czy też mój gospodarz zrobił to z przezorności,
wiedząc, że mogę to zrobić.
Powoli powiodłem spojrzeniem
od nadgarstków do zgięcia łokcia,
w które miałem wbitą kroplówkę.
Na moje oko nie było to nic,
co mogłoby mi zaszkodzić,
ot zwykłe składniki odżywcze.
Wsłuchałem się w swój organizm,
by wykryć wszelkie uszczerbki.
Oprócz skrajnego niedożywienia,
ćmiło mi w czaszce - rzecz charakterystyczna,
dla leków przeciwbólowych,
które ktoś podał nieumiejętnie.
Nie byłem w stanie ponownie ruszyć w drogę,
nie mówiąc już o zerwaniu kajdanek.
Przyjrzałem się uważniej pomieszczeniu,
w którym przebywałem.
Nagie ściany pomalowano jednolitym,
szaro-beżowym kolorem,
a sufit pokryto zimniejszą barwą,
przez co tworzyły dziwny dysonans.
Dwie duże białe szafy stały po mojej prawej stronie,
naprzeciwko okna.
Możliwe, że położono mnie w gościnnej sypialni.
Widok za oknem o niczym mi nie mówił.
Łąki, zagajniki rzeka w oddali,
niskie wzgórza i liczne drzewa owocowe.
Wszystko to wskazywało dom na odludziu.
W pokoju słychać było bzyczenie muchy
i powolne kręcenie się wentylatora.
Pachniało świeżym praniem i drewnem.
- Obudziłeś się -stwierdził męski głos,
którego źródło było poza moim polem widzenia.
Mężczyzna zbliżył się,
tak, że mogłem dostrzec go kątem oka.
- Owszem - rzuciłem, by zagaić rozmowę,
na jego twarzy pojawił się dziwny wyraz.
H.H
Czego kontynuację (ze wszystkich moich wierszy) najbardziej chcielibyście przeczytać?