Rozpadlina na dnie dusz ciągle rośnie
złudnych postaci utkanych z cienia,
ulotnych jak dym z płonącej kartki
ze słowami ostatniej woli.
Bo po raz ostatni.
Witam je i żegnam,
by nacieszyć się nimi
choćby krztę chwili
tak długo wyczekiwanej,
a już straconej...
Nie trwało to dłużej niż
lot zeschniętego liścia
i przepadło na zawsze
jakby wcale nie istniało.
W momencie, gdy scena
raptownie dobiegła końca
poczułem się pustszy
niż kiedykolwiek wcześniej.
A dziura w mych trzewiach
zaczęła się powiększać...