Ballada o Końcu
I czekający z nożem zza gęstwiny drzew.
Gdy zapach jego potu wiatr ku nozdrzom niesie,
W żyłach pulsować szybciej zaczyna ci krew.
Wiesz że wyskoczy. Nie wiesz zza którego drzewa,
Dlatego też pośpiesznie mijasz każdy krzak.
Wszak ciemna noc dokoła, ludzi tutaj nie ma.
Wiesz, że wezwać ratunku, nawet nie masz jak.
Sam siebie uspokajasz. "Może mnie oszczędzi?"
Zaraz potem - odganiasz każdą o nim myśl.
Jeszcze później zaczynasz leśną ścieżką pędzić.
"To nie może nastąpić! Nie tutaj! Nie dziś!"
Koniec jest nieuchronny. Na pewno nadejdzie.
Wszystko co na tym świecie - będzie mieć swój kres.
Wszystko kiedyś się skończy. Tak było i będzie.
Nie będzie trwało wiecznie nic, co teraz jest.
Rzeczywistość jest szara. Myślą jej nie zmienisz
I chłodna, jak do gardła przyciśnięty nóż.
Bo oto Koniec z nożem wyrósł jak spod ziemi
I jedynie pomyśleć zdążysz: "Jak to? Już?"
A koniec będzie szybki, jak cięcie przez szyję
I tak niespodziewany, jak jest koniec snu.
Będzie po wszystkim szybciej, niż myśl się przewinie:
"To nie może nastąpić! Nie dzisiaj! Nie tu!"