bałwanna
jakie to miłe jakie to przaśne
kiedy się słońce uśmiecha właśnie
do mnie pod niebem białej kurtyny
sprószonej śniegiem przybranej zimy
wprost bałwanieję od tego szczęścia
i gwiazdy chwytam w ciepłe objęcia
wywijam orła rozkładam skrzydła
soplem po lodzie skrobię mamidła
o tym jak cudnie jest leżeć w śniegu
kiedy się słońce zbliża do brzegu
biała kurtyna opada na mnie
zima porywa mnie na snów sannę
jakie to miłe choć nieprawdziwe
zima się dziwi i ja się dziwię
że mimo wiosny skrytej w ramionach
tańcuję z zimą tak jak szalona
.
dzisiaj jestem istotna
jak klepsydra w poziomie
nic mnie złego nie spotka
gdy w liryzmie tkwią dłonie
na powierzchni rozkładam
miękkość słowa we frazy
pragnąc w wierszu ton nadać
idealnym obrazem
malowanym radością
z kolorowych ziarn piasku
w których mieści się czułość
rozsypana wzdłuż czasu
tam gdzie ostre kontury
przybierają kształt obły
i rozdając życzliwość
oddychają swobodnie
.
jaką dajesz mi iskierkę
taki we mnie ogień płonie
rozniecając małe szczęścia
w pomarszczonych troską skroniach
i jak noworoczna gwiazda
mrugam wizją i nadzieją
że z tych iskier wzrośnie szansa
na ognisko aż pod niebo
a gdy spłonie aż do ziemi
oddam ci co dzisiaj wzięłam
w geście cichym w słowie niemym
mrugnę wizją i nadzieją
tą co wiernie i do końca
w dłonie iskry ci podkłada
i pilnuje by żar ognia
nie zdusiła podła zdrada