Komedia
na pustej drodze, przy blasku księżyca,
zagryzły na śmierć mnie lwica z panterą
i ciało zjadać zaczęła wilczyca.
Tak oto duch mój opuścił me ciało
po wielu długich i nużących latach.
I z przerażeniem dotarła myśl do mnie,
że właśnie jestem (o zgrozo!) w zaświatach.
Bez przekonania szedłem na sąd boży,
ale tam nawet mnie słuchać nie chcieli.
O moich winach i mym braku wiary
wszak doskonale tam wszyscy wiedzieli.
Wyrok padł szybko. "-Na wieczność do piekła!" -
usłyszałem wnet, drżąc przed boskim tronem.
W dół mnie zrzucono, a gdy w końcu spadłem,
stanąłem twarzą w twarz z samym Charonem.
Gdy mnie przewoził na drugi brzeg Styksu
milczał i patrzył wciąż na mnie z ukosa.
A gdy mnie przewiózł, poszedłem niechętnie
znów na sąd drugi. Sąd króla Minosa.
Niechcący chyba mu w czymś przeszkodziłem,
bo spojrzał na mnie niechętnie i wściekle.
Machnął niedbale ręką owłosioną
i burknął krótko: "-Zasiedlisz Przedpiekle".
I znów rejs łodzią, tylko w drugą stronę.
Na miejscu sztandar do ręki dostałem
i zobaczyłem kogoś mi znanego,
kogo się spotkać tu nie spodziewałem.
"-Hej, stój!" - krzyknąłem, gdy bliżej podszedłem
i gdy się znalazł w mej ręki zasięgu.
"-Co ty tu robisz? Byłem przekonany
że będziesz nie tu, ale w siódmym kręgu!"
"-Nie zabiłem się, chociaż próbowałem.
Dożyłem godnie do późnej starości
lecz przez wzgląd na mój doczesny ateizm
nie pozwolono mi zostać w Światłości.
Za to wpuścili jakiegoś faceta,
co się upijał i bił swoją żonę.
Bo skoro był co niedzielę w kościele,
znaczy, że dobrą obrał w życiu stronę."
Gdy usłyszałem tę oto historię,
krzyknąłem w pustkę z nieskrywaną złością:
"-Ach, chwalmy Pana! Pan jest miłosierny!
Jest sprawiedliwy! Pan Bóg jest miłością!".
I zacisnąłem ręce na chorągwi,
co ją dostałem w ramach swojej kary.
Kroczyć z nią będę przed siebie przez wieczność
ja - złe naczynie, pełne braku wiary.