Żelazne dzieci
ukute z żelaza.
Codziennej śmierci,
co już nie przeraża.
Bez jutra idziemy,
z karabinem w dłoni.
Walczyć będziemy,
ostatni oddech goni.
Świat wciąż debatuje,
czy dziś czy też jutro.
Nas nikt nie ratuje,
napalmu przyjdzie ukrop.
Bez matek i ojców,
sieroty z żelaza.
Zabici przez zdrajców,
niegodni ołtarza.
Z pyłu jesteśmy,
ta ziemia jest matką.
Śpiew swój ponieśmy,
ku przestrodze dziatkom.
Wróg był jeden,
przyjaciół nie było.
Odeszliśmy jak sen,
wszystko się skończyło.