Małe nic
smakiem radości z innych wybrany.
Taki jak byłeś, niby prawdziwy,
malutkim kłamstwem, lecz urokliwy.
Stałaś tam, nie ty, a obok nie ja,
było to w nocy a może za dnia.
Może to luty był zimny i śnieg,
a może letni słoneczka bieg.
Patrzyłem w oczu wielki ocean,
a może inny prawiłem pean.
Było to dawno tak moją miarą,
wspomnienia z czasem się zacierają.
Starość mnie woła nawet z nazwiska,
codzienność sprawia że magia pryska.
Chociaż bez przerwy głębiej w niej tonę,
mam te wspomnienia, jaśniejszą stronę.
Moja historia morału nie ma,
wszystko się szybko, od tak zmienia.
Ja sobie czasem po prostu siadam,
i w lube chwilę błogo zapadam.