Może ja, a może nie.
rozerwę swą dusze na dwoje.
Jutro zgubie gdzieś tam,
pomiędzy szumem spraw a błyskiem słońc.
Spocznę na wiecznym tronie,
z czaszek moich wspomnień.
Zamknę światu oczy,
i pokłonie się przed sobą.
W ogniu kując wieczność,
sadze z mojego stosu wetrę w pierś.
Dumą głupca przyoblekę się,
jedyny prawdziwy ja.
Dziki wybryk chwili.
Miliardy ziaren piasku,
pośród miliardów plaż,
w nieskończonej ilości światów.
Wybiorę swoje imię, to jedyne prawdziwe
i nikt mnie w trzech wymiarach nie określi.