Czarna melancholia
Sens zatracony w bezszelestnym szumie.
W apatii półzmierzchu w szarej zadumie.
Pochmurności czeluść opętała serce.
Posępności witraż asystuje w udręce.
Na zmartwieniach spajane przeznaczenie.
Ekwiwalentów absurdalnych grymaszeniem.
Świt nabrzmiały tonami chmur.
Jedno drzewo na pustkowiu na gałęzi sznur.
Zagubione zamiary w archiwalnym bałaganie.
Pozbawione ważkości ciągłym upodlaniem.
W depresyjnej furii wzburzonej złości.
O krok – nikły – do ostateczności.