Poezja i proza życia
Pełen skupienia pierwszy dzień w pracy, dziarsko zaczyna Zenek gryzmoła.
W nowy uniform dziś go ubrali, czarne wzuł buty z noskiem ze stali.
I zasiadł karnie przed wielkim młotem by wciskać przycisk, jak mu kazali.
Serce łomocze w cherlawej piersi, zmysły napięte ma jak postronki.
Dziś znów obiecał że będzie dzielny, oraz porzuci kariery mrzonki.
Wypłatę całą w końcu przyniesie spełniając żony prośby najszczersze.
Zakupi buty dla wszystkich córek, oraz przestanie układać wiersze.
Jak dotąd zrodził mierne efekty zamiar by zniszczyć obłęd szalony,
który mu każe bujać w obłokach i lekceważyć przestrogi żony.
Co rano wstawał pełen zapału pragnąc natręctwo uchwycić w karby.
Poezja jednak, choć cienko przędła nie chciała ulec za żadne skarby.
I tak się plątał po drogach losu, nie mając w kabzie nic do ukrycia
artysta, który musiał swą sztukę ukryć gdzieś w cieniu, za prozą życia.
Raz dziewięćsetny nacisnął guzik i w kosz znów wypadł kawałek złomu,
lecz nagle pomysł wpadł mu do głowy, z tych pierwszej klasy, warty dyplomu.
W myślach wnet ujrzał cudne lampiony, długie wywiady, wspaniałe gaże
i dziarsko krzyknął na całe gardło. „Och niedowiarki, ja wam pokażę”!
Niczym w amoku pochwycił notes i zapisywał po zdaniu zdanie,
a wszystkie były piękne nadzwyczaj, coś jak plusk wody, lub wiatru łkanie.
Zapewne zdobyć by się udało poklask, uznanie, oraz mamonę.
Ubrał by córki w najlepsze ciuchy, pewnie pokazałby Paryż żonie.
Lecz mrzonki zniszczył feralny fartuch, który się wkręcił w maszyny koła.
A potem młot go zdzielił po czaszce i padł jak długi Zenek gryzmoła.
Dziś cicho leży pod ciężkim głazem, a napis na nim brzmi jak herezja.
„Tu spoczął Zenek, któremu prozę życia przerwała podła poezja”.
Na koniec dodam jeszcze maksymę, choć mi właściwie to dydkiem zwisa.
„Przepisy BHP stosuj zawsze, nawet gdy tylko chcesz wiersze pisać”.