éveil

Księżyc lśnił jak nigdy dotąd,
a jego światło wpadało leniwie
przez uchylone okno.
Wiatr kołysał delikatną firanką
i szumiał w konarach wierzb.
W powietrzu unosił się
zapach świeżej lawendy,
przeplatany nutą białego wina.
Westchnęła, wpatrując się
bezwiednie w Księżyc.
Zawsze jej towarzyszył
i otaczał łapczywie
srebrzystą aurą sny.
Nagle wzdrygnęła się,
czując przenikliwe zimno.
Dreszcze przeszyły jej ciało.
Doskoczyła do okna,
wypatrując Kogoś zachłannie.
Jej oczy wezbrały łzami.
Spojrzała w srebrzystą kulę
zawieszoną u podnóża grafitu.
- Nie pozwolisz Mu, prawda?
Nie dopuścisz Go do mnie
nawet na ułamek wieczności?...
Księżyc tętnił niewzruszonym
światłem milcząc obojętnie.
- Gdybyś tylko zechciał,
pozwoliłbyś mi choć raz
spojrzeć w Jego oczy,
usłyszeć głos, poczuć
dotyk i smak ust...
- Nie-uciął beznamiętnie
zasnuwając się chmurami.
Spuściła wzrok i odsunęła się od okna.
Przysiadła na skraju łóżka
i zrezygnowana opadła w otchłań
miękkiej pościeli.
Przez moment wydawało jej się,
że w pokoju jest Ktoś jeszcze,
że słyszy jego oddech, czuje wzrok
i towarzyszy temu
niezdefiniowany szelest.
Rozejrzała się niepewnie
po rozmytych cieniach nocy.
- Jest tu Ktoś?..
Odpowiedziała jej cisza.
Na stole nieznacznie drgnęła
kartka z jej zapiskami,
Zmrużyła oczy, usiłując
dostrzec niewidzialne.
Obok pokreślonych notatek
leżało coś jeszcze
i skrajną bielą rozpraszało mrok.
Wstała ponownie z łóżka
i zbliżyła się do stołu.
Przy kartce unosiło się
i opadało miarowo maleńkie piórko.
Z największą starannością
ujęła je w palce, czując jego ciepło.
- Byłeś tu, gdy spałam...
Na jej ustach pojawił się
nieśmiały uśmiech,
a oddech przybrał na sile.
Naraz ciemność została
rozproszona gwałtownym blaskiem,
-Co to za nieznany dźwięk?-rzekł Księżyc.
-Co tak łopocze i mąci ciszę?-dopytywał.
-To tylko moje serce-odparła...