OCZY USZAMI
stukot deszczu stawałby się obrazem
wiatr na skórze malowałby węże
drżące od pełzania, jak ciche wspomnienia
ludzkie głosy wiązałyby się w pętle
które można rozplątać, patrząc w dal
spojrzenia stałyby się dźwiękiem
przerywanym, jak w radiu z zakłóceniami
śmiech miałby kolory poranka
rozmyte mgłą, lekko rozproszone
a kłamstwo ciemny, złamany błękit
co wnika powoli, jak noc w bezsenne myśli
każdy krok odbijałby się echem światła
przeszywającym, jak blask z oddali
w oczach pojawiałyby się fale
które nie toną, a krążą
jak zapomniane piosenki z dzieciństwa
wędrujące bez końca po zakamarkach umysłu
gdyby tak patrzeć uszami
czy cisza nie stałaby się niewidzialnym obrazem?
czy może słuchalibyśmy cieni
które padają na lustra i łamią się w świetle
wiedząc, że dźwięk potrafi zarysować twarz
jak smutek, który wkrada się nieproszony
i w tym chaosie
widzieć to, co warto usłyszeć –
światło, które milczy
a jednak wszystko mówi
tajemnicę, której nie zdołasz dotknąć
ale możesz ją poczuć w głośnym przeczuciu