Guten Abend
Kręte były schody na wieżę wchodziłem
Noc mnie obłapiała ciemność moja miłość
Oczy żądne mordu w dłoni ostry był nóż
Radość przed morderstwem podniecenie wzwód
Wieża to kościelna na szczycie komnata
Wspina się Wunderbaum coś do siebie gada
Mówi bardzo cicho chichocze jak demon
- to za moją krzywdę będzie zemsty dzieło
Drzwi były otwarte więc je otworzyłem
Ksiądz na lalce leżał robił to po psiemu
Stanąłem po cichu rzekłem guten Abend
On mi odpowiedział - idź do diabła z Bogiem
I było zabójstwo dane szpicem noża
I krew mnie zbryzgała wytryśnięta z serca
Pięść zacisłem w triumfie w górę uniesioną
I znicz zapaliłem płomieniem wesołym