Wiara
do tych dni kolorowych
kojącego ciepłem świata
śnieżnych barykad roztopionych
Dziś upadam marznąc
do łez wylanych jesienią
gdzie odebrano mi światło
gdzie niewidoczna byłaś nadziejo
Niebawem ujrzę swą gwiazdę
gdy sięgnę znów wiosny
iść będę na przekór lawinie
topniejącego piętna przeszłości
Nie utone wśród moich łez
ogrzany Twoim promieniem
pochłoniesz łzy swoim blaskiem
uczynisz znów czystą ziemię
A gdy już dojdę do lata
chmury zawitają złotym deszczem
z harmonią blasku Twojego światła
wyłoni się tęcza na niebie
Dziś zmarznięty wciąż wierzę
w tkwiącą pod śniegu zaspami
dziecięcych marzeń Atlantydę
przykrytą rzeczywistości łzami