POSIEDZENIE /dykteryjka/
Udałem się na posiedzenie. Było obowiązkowe. Tematem „nasiadówki” był „Bezsens posiedzeń”. Prelegent omówił kategorie. Wymienił, że są nudne, bardzo nudne i bezsensowne.
Zgromadzeni albo ziewali, albo spali. Niektórzy bazgrali jakieś esy floresy w zeszytach. Parę osób rozwiązywało krzyżówki.
Ja też miałem ochotę się zdrzemnąć, ale przeszkadzał mi sąsiad siedzący po mojej prawej stronie, który szeptem opowiadał, że gdy był dzieckiem rodzice robili mu nasiadówki na łupinach. Sadzano delikwenta na nocniku wypełnionym gorącymi, rozgotowanymi obierkami z ziemniaków. Podobno było to bardzo skuteczne na zapalenia odbytu.
Sąsiad z prawej zwierzał się, że miał odsiadkę „w kiciu”. Posiedział prawie dwa lata. Za nic – jak twierdził.
Czas mijał, prelegent nie przestawał mówić.
Wreszcie zarządzono dyskusję.
Nikt się nie zgłosił.
Wniosków też nie było.
Zapowiedziano na jutro część dalszą posiedzenia.
Gdy ogłoszono koniec, zebrani poderwali się z miejsc i oklaskami gromko nagrodzili organizatorów.
Nie zanotowałem kiedy miało miejsce to wydarzenie. Zapewne było to w świetlanych czasach PRL-u.
Bogumił Pijanowski