Wieczorem a ranem
Gdy zmył z siebie ciężar istnienia
Nie martwiąc się że bród odszedł z kolorem
Jest tylko ciemność nocy i jasność dnia
Rano podziwia sufit klarownie boski
(Bezosobowy, daleki i niejako pusty)
Czeka on jak aktor na śmiech i oklaski
Ciekaw czy sprzedają jeszcze odpusty
Jak tu wstać gdy wtem kości z kamienia - toną
A ty wraz z nimi zapadasz się w pościeli ?
Nie wiem nawet gdy myśl się staje się liczbą mnogą
Na tymże pytaniu i wielcy by zmarnieli
"Wieczorem będzie lepiej" pocieszenie miłe
Choć szybko traci datę ważności
Jednakże na nic tu filozofie zawiłe
Gdy człowiek szuka rzeczywistości