Mysterium Vitae
I ciągle sobie zadaję pytanie,
co było źródłem, gdy nic nie istniało?
W myślach powtarzam wciąż to jedno zdanie,
ciągle to same zadając pytanie.
Daremnie szukam odpowiedzi na nie.
Czyżby początek z końcem się zjednało?
I ciągle sobie zadaję pytanie,
co było źródłem, gdy nic nie istniało?
Czy nieskończoność zna kres i początek?
A może wszystko trwa w ich wspólnym tchnieniu?
Takie pytania to żaden wyjątek…
Czy nieskończoność zna kres i początek?
Jakże ogarnąć krętych myśli wątek?
Rozum wciąż szuka sensu w ich istnieniu.
Czy nieskończoność zna kres i początek?
A może wszystko trwa w ich wspólnym tchnieniu?
Kontemplacyjnie tonę w zamyśleniu,
cisza otula mnie miękkim bezmiarem,
miesza się jawa w sennym nieistnieniu,
kontemplacyjnie tonę w zamyśleniu.
Bez odpowiedzi, w drżącym uniesieniu,
milknę pod myśli miażdżącym ciężarem.
Kontemplacyjnie tonę w zamyśleniu,
cisza otula mnie miękkim bezmiarem.
Minuty płyną w bezkresnej rotacji,
czasu, niestety, nikt wstrzymać nie zdoła,
Krążą pytania wciąż w nowej narracji,
minuty płyną w bezkresnej rotacji.
Myślami błądzę w wieczności tonacji…
Wszystko wiruje, krąży dookoła,
minuty płyną w bezkresnej rotacji,
czasu, niestety, nikt wstrzymać nie zdoła.
Rozumem szukam, lecz nic nie znajduję,
Wszystko trwa samo, bez mojej przyczyny.
Chaos powraca, w ciemnościach wędruję,
rozumem szukam, lecz nic nie znajduję;
więc znów się skupię, przeanalizuję,
wszystkie warianty przejrzę bez rutyny…
Rozumem szukam, lecz nic nie znajduję,
wszystko trwa samo, bez mojej przyczyny.
I znów zadaję to same pytanie,
co było źródłem, gdy nic nie istniało?
W milczeniu, cicho brzmi moje wyznanie
i znów zadaję to same pytanie…
Pierwsza przyczyna zagadką zostanie,
człowiek nie pojmie, co ruch wywołało.
I znów zadaję to same pytanie,
co było źródłem, gdy nic nie istniało?
