srebrny pył
zawieszoną w czerni chmury
spadającą między oczy
rysującą snów kontury
czuję wtedy puls istnienia
rzeczy których nie posiadłam
mimo to próbuję zmieniać
kurs pragnienia w stronę światła
jak pył który skrzy spod gwiazdy
i opada na kontury
nocy która sny ukradła
zawieszając w czerni chmury
to co się wymknęło z głowy
zapętlonej w strofach wiersza
niczym liryk księżycowy
jaśniejący w nocnych wersach
.
jestem mgłą nad wodospadem
skraplam się jak winna rosa
miękko na brzeg dłonie kładąc
plotę z trawy senny posag
wymajony macierzanką
z wiatru lawendowym tchnieniem
uśmiechniętą zorzy twarzą
i magicznym ust milczeniem
w którym deszcz opada cicho
na dno duszy której sacrum
na profanum jakieś licho
chce zamienić w tym spektaklu
w którym spadam wodospadem
wersów wymyślonych nocą
miękkość między wersy kładę
pragnąc duszy dać odpocząć
.