Czynna pustka
kiedy zabrakło światła,
ludzie osiedlili się w ekranach
oddech stał się cyfrowy
oczy – bez adresu,
serca – otwarte do kości,
nie z miłości, a z amputacji nadziei.
on?
– bez formy, bez imienia.
był obecnością
która nie znika,
ale nie dotyka.
rękocieniem –
który nie pije, ale drży nad kieliszkiem.
z potrzeby, by ktoś powiedział: jesteś.
piekło?
zamieszkało pod skórą.
gryzie myśl po myśli.
szufladą pełna lęków
noc – obraca się w sobie,
beznamiętna, wilgotna,
bez świadków.
miłość?
zdegradowana do transmisji,
w falach impulsów, które nigdy nie dotkną,
a jednak opowiadają historię ciała —
słowo wyskrobane na szybie
pieszczota stępioną igłą.
całujesz usta, nie znając imion.
pijesz, by zasnąć obok.
a rano – nie wiedzieć
czy byliście razem,
czy tylko obok.
błogosławieni, którzy zostali,
choć wszystko w nich – chciało odejść.
błogosławieni, którym nie ma kto powiedzieć „kocham”,
a mimo to – łapią oddech.
testament?
nie zbawienie,
przetrwanie –
jak rzeź bez noża
modlitwa?
to skrzyżowanie,
i dźwięk kroków
kiedy ktoś – mimo wszystko – rusza.