Sztuka rozszarpywania
Eksperyment oddechu.
las mruczał pod palcami drżeniem liści,
łamiącymi się gałęziami,
mchem, co rozpuszcza kamień.
Miech wysyłał wiatr przez trawy,
pieszcząc miękkość ziemi,
jak rosa na nagim pąku,
zakleszczająca się między płatkami — jak w imadle.
Rzeka rozlewa się bez brzegów,
miesza się z dzikością tchu,
napina w łożysku — pogłębia koryto.
Puls, który rozrywa ciszę,
dziki jak rytualny taniec,
wrzucający igliwie w ogień,
wykuwa się w ciasną przestrzeń.
Dziewanna wyciąga się lasami,
kolcami uzbrojonych dłoni,
rozrywa napiętą skórę —
jak wygłodniałe, rozszalałe zwierzę,
kaleczy spęczniałe usta
o zadziorną jak pęknięta stal brodę,
wgryza się zębami, rozszarpując tkaninę mięsa.
ledwie — łapie — powietrze
wiją się, w dolinach place,
skręcone jak ścięgna, siniaczące do bólu,
zachłannie wzniecające
nawałnice w gardłach,
Nagły, przejmujący prąd, przepalający każdy nerw — porażenie piorunem.
Wystrzał gorącej lawy —
rozlewającej się pod skórą,
gęsty dym i przeraźliwe echo krzyku,
kwiaty padające ciężkim deszczem,
płatki tnące powietrze rozkoszą
i ich zapach przesycający wszystko,