Babcia od kuchni *
Na niewielkiej wsi pod Lwowem,
Kilka lat przed wielką wojną,
Żyła Anna, co z Jakubem.
Wiedli życie swe spokojne.
On był zwykłym robotnikiem,
Co pracował przy kolei.
Ona dzieci mu rodziła,
Często będąc „przy nadziei”
W domu się nie przelewało,
A że dzieci dziewięcioro,
Kasy ciągle brakowało,
Lecz miłości było sporo.
W tysiąc dziewięćset dwunastym
Urodziła się dziewczynka,
Jako piąte dziecko Anny -
Ją poznałem po uczynkach.
O niej chciałbym tu napisać,
Bowiem moją babcią była
I jak sięgam w mej pamięci,
Ze wszystkimi przyjaźniła.
Dziś wigilia jej urodzin.
Sto trzynaście lat by miała.
We mnie ciągle budzi podziw,
Jej intelekt, zapał, wiara.
Życie jej nie oszczędzało.
Wojny dwie musiała przeżyć.
Wycierpiała też nie mało,
Że, aż trudno w to uwierzyć.
Mąż na wojnie zastrzelony,
Przez niemieckich barbarzyńców.
Ona z córką wysiedlone
Traktowane jak złoczyńcy.
Przyjechała do Wrocławia,
By do końca tu pozostać.
Zawsze będę ją wysławiał,
Bo to była wielka postać.
Kto ją znał zapewne przyzna,
Jaką była dla bliźniego,
A Bóg, honor i ojczyzna
Budowały wciąż jej ego.
Ona mnie wychowywała,
Dzięki niej dziś pisać mogę.
Mój kręgosłup kształtowała,
Bym nie zboczył na złą drogę.
Tym wierszykiem jej dziękuję
Za jej ciepło, jak blask słońca.
Nie opiszę w nim, co czuję,
Bo ten wiersz by nie miał końca.
GrzesioR
01-07-2025