Wirtualna miłość
On pracował gdzieś w wojsku, a ona w gazecie.
Zaczęło się niewinnie, jakieś czułe słowa,
Słodzące komentarze, komplementów mowa.
Później miłosne słali sobie poematy.
W mailach pisanych nocą zrzucali swe szaty.
Listy były cudowne, najbardziej te pierwsze.
On do niej pisał prozą, a ona mu wierszem.
Zakochali się w sobie, kilka lat to trwało,
Jednakże w tej miłości czegoś brakowało.
Pomimo oglądania w listach swego ego,
On nigdy jej nie widział, ani ona jego.
Prosił ją kilka razy, by zdjęcie wysłała,
Lecz ona, niestety, zrobić tego nie chciała.
Pięć lat miłość duchowa się w nich rozwijała.
Gdy poznali swe wnętrza, przyszedł czas na ciała.
Kiedy mu napisała, że spotkać się trzeba,
O mało nie oszalał, umysł sięgał nieba.
Jak ją rozpozna – myślał - na owym spotkaniu?
Napisała, że róża będzie przy ubraniu.
Czekał cały przejęty. Jak ona wygląda?
Śliczna jest jak jej dusza, kiedy ją oglądał?
Nagle widzi, piękność zza rogu się wyłania.
Cudne włosy, figura, gdzież kwiat do ubrania?
To nie ona! Aż westchnął, a już miał nadzieję.
Aż tu idzie brzydula i dziwnie się śmieje.
Ujrzał wtedy też różę wpiętą w jej ubranie.
— To nie może być ona — pomyślał — Nie, Panie!
Ktoś, kto tak pięknie pisze, tak ślicznie rymuje,
Nagle takim szkaradztwem się tu okazuje.
Chciał już uciec, lecz nagle uświadomił sobie,
Ileż to razy miłość wyznał tej osobie,
Przytulił dziewczynę, lecz ta go odpycha,
Mówiąc, że za tulenie będzie druga dycha,
Bo za tę wpiętą różę już dychę dostała
Od pięknej blondyneczki, co na rogu stała.
Zaszumiało mu w głowie od tej sytuacji.
Zrozumiał, że ślicznotka w cudownej kreacji
Jest jego ukochaną, lecz pod włos go bierze,
Sprawdzić tylko to chciała, czy kocha ją szczerze.