błądzimy pomiędzy płótnem a ramą
zawieszam codzienność na blejtramie
utwardzam frasobliwością za echem wiosny
gubię spojrzenie zawstydzenia
pod opadłą powieką
ty
włosiem rozorywasz serce
wypełniasz wnętrze zwykłością
szarugą przekazujesz temperę w zastygłą niepamięć
jakby nie była niczym prócz wytchnieniem
my
trwamy w całkowitym przewyższeniu
bez barwnych łuków
czekamy w chłodzie prostracji
na światło
jedynie cisza
pod wieczór ostyga w samotności