słońce na bujaku
płochy' jak sen spod powieki
który daje i odbiera smak istnienia
kiedy czekam
bo czekanie to misteria
w swojej formie doskonała
pełna tęsknot i euforii
zbyt naiwna . nazbyt śmiała
gdy na wardze czeka całus
miękki jak malina w smaku
w swej czerwieni doskonały
niczym słońce na bujaku
co kołysze się niewinnie
i rozgrzewa chłód języka
zawsze kiedy jesteś przy mnie
sen błękitny mnie dotyka
.
wbijam ci ostrogi w dłonie
po kryjomu gdy noc woła
mnie do miejsc gdzie płonie ogień
panorama lśni jak woda
co nas miękką falą niesie
na brzeg świata wyobraźni
w którym jesteś mi bezdechem
a ja tlenem twojej jaźni
wbijam . potem leczę rany
pocałunkiem i pieszczotą
co jak wiatr pomiędzy żagle
leci chociaż nie wie po co
skoro rzecz się dokonała
pokonała woda ogień
skrytość usta obnażyła
wdechem ugasiła płomień
- elegancja -
uszyj ze mnie płaszcz na zimę
i pod szyją mocno zapnij
a ja dłonie ci owinę
rękawami jak ze stali
będziesz mocny jak ta wiara
co tak mocno płonie we mnie
że to co nas sobą jara
jest wieczystym miłorzębem
pod kołnierzem ci wymoszczę
miejsce wolnej wyobraźni
tam będziemy w końcu mogli
cieplić swój kawałek narni
uszyj . zanim się postrzępię
jak tkanina z marnej przędzy
a ja chętnie się oddźwięczę
będę płaszczem bardzo pięknym