perpetum-finitum
w jednym krótkim okamgnieniu
i próbuję dojść do ładu
z tym co się ukrywa w cieniu
pod powieki sypie piaskiem
jak żywica łzy wypuszcza
z ust zlizuję je językiem
i wpisuję w strofy wiersza
wciąż od nowa . ciągle wierna
tej co mnie za pióro wodzi
burzę i buduję schemat
tego co się we mnie rodzi
aż do czasu gdy stalówka
złamie się w ostatnim zdaniu
i zakończy czarną kropką
na błękitnym chmur posłaniu
.
w pajęczynie gwiezdnych marzeń
tam gdzie księżyc pali fajkę
i gdzie bajki opowiada
zawiesiłam się przypadkiem
kiedy przez otwarte okno
spoglądałam w lico nocy
ręka w rękę z samotnością
tą co czasem tak uroczy
ciszą ducha i materii
bez gron gniewu i urazy
wtedy kiedy księżyc wierny
poszukuje parafrazy
a ja wpadam w sieć złowiona
na chwil długich opowieści
bez urazy . gniewu grona
pozostawiam w obcej treści
.
Ty . co przychodzisz czytać codziennie
przechodniu miły mojej poezji
jestem Ci wdzięczna za Twoją wierność
więc podaruję bukiecik frezji
niech się kolorem rozpachną wkoło
każdziutkiej chwili którą przeżyjesz
w świecie realnym gdzie magia bronią
bywa ulotną tak jak motyle
a jednak warto ją celebrować
jak mszę w kościele zmęczonej duszy
przechodniu miły daj się ukochać
słowem najprostszym daj się poruszyć
dziękuję, że JESTEŚCIE .