Anioł
zmieniając beton w marmur.
Stworzenie wisiało w łańcuchach
jak motyl zaplątany w pajęczych niciach.
Skrzydła miało rozpięte,
pióra połamane.
Z jej warg spływały słowa zapomnianych modlitw.
Upadły anioł,
o oczach pełnych szaleństwa.
Przychodził, by się napawać jej cierpieniem.
Patrzył na nią, a jego oczy wypełniał kosmos.
Pił jej krew, zlizując krople z palców.
Smakowała zupełnie jak furia
jak zaspokojona żądza
blask księżyca
jak ostatni dzień ludzkiego życia.
Istota ludzka,
o sercu pełnym pragnienia.
Wyrysowywał jej kształty w powietrzu,
a gwiazdozbiory jej ran śniły mu się w nocy.
Wypełniała jego umysł poszarpanym jestestwem
i nie mógł przestać o niej myśleć.
Zawładnęła nim,
choć myślał, że nadal może ją kontrolować.
Na wpół
nadal będąc człowiekiem.
Całe dnie spędzała w całkowitej ciszy,
którą przerywały jedynie wizyty oprawcy.
Jej umysł rozrywały krzyki,
jej ofiar, dawnych sojuszników.
Była szalona,
bardziej niż wydawało się to możliwe.
Zwariowany demon,
o skórze porytej metalem.
Tracił to, co zostało z jego rozumu.
Jej krew była jak narkotyk
albo jad przeklętego węża.
Zapominał o wielu sprawach,
poza nią
i jej słodkimi rozkazami.
Nie-człowiek opętany
przez zniewolonego demona.
Była cierpliwą istotą.
Jej łańcuchy się rozpadały.
Pożerała je ostrożna rdza,
pokrywająca wszystko rudymi strzępami.
Pewnego dnia
wszystkie okowy pękły.
Istota wolna,
przepełniona pragnieniem zemsty.
Był upity sokami jej ciała,
lalka z odciętymi i przyszytymi sznurkami.
Kierowała nim ruchami palców,
by później zerwać własne więzy.
Uciekła,
lecz wcześniej wydarła mu gardło, by wzlecieć,
wyżej niż sięgał
grzeszny wzrok księżyca.