Parada Śmierci
i pieśnią na bezwargich ustach.
Na grzbietach zdechłych koni
i na gołych kościach stóp
maszerowały wojska śmierci.
Ona sama dosiadała rumaka
kiedyś pełnej krwi angielskiej,
obecnie całkowicie bezkrwistego.
Jej płaszczem szarpał bezlitosny wiatr,
nadając jej sylwetce pozoru życia.
Miała zbroję przeżartą rdzą,
z ozdobami, które straciły kształt,
pod wpływem czasu i wilgoci.
Jednak jej miecz pozostawał
w ostrym, idealnym stanie.
Powiewał nad nią sztandar,
wyprany z dawnych barw,
jednak nie biały, wiadomo było
Śmierć nie mogła przegrać wojny.
Konie nie były spłoszone,
nie przebierały kopytami,
żaden nie zarzucił głową,
nie zarżał przeszywająco.
Wydawały się odlane z brązu.
Śmierć patrzyła na swoje wojska,
a jeśli nawet napawały ją dumą,
nie okazała tego w żaden sposób.
Jedynie wykonała gest, dziwnie łagodny
dając rozkaz do bezlitosnego ataku.