Polskie głoski
bogom zaklętym
w pięciu czaszkach, dwie z nich oczami
kamiennymi, półszlachetnie obserwują
świat, co kurz pożera wokół.
Pocałuj moje czoło z nienawiścią,
złap mnie za ręce, aż nadgarstki zgrzytną
dźwiękiem miażdżonej kości.
Powiedz mi, co oboje wiemy,
prawdziwe kłamstwo,
w które oboje wierzymy.
Słowa, którymi skłamano miliony razy,
kocham cię.
Jesteśmy tylko sumami naszych przodków,
średniowieczne traumy sprawiają,
że nasze mózgi
reagują w jeden sposób zamiast drugiego.
Nazywają to swobodnym spadaniem,
gdy nic nie krępuje grawitacji,
czy jak kowadło w Tartarze,
upadać będziemy na rozkaz mitu
dziewięć nocy i dni,
czy upadek nasz w tym czasie
nabierze sensu.
Piszę ǯʹ wiecznym piórem
na tanim papierze,
a ono rozmywa się,
gdy kartka chłonie atrament,
w kształt całkiem nowy,
choć jakby znajomy.
Ponurak na dnie popękanej filiżanki.