Ło mniłowaniu
Bo weno - wej go!
Zaro po śwantam Antónam brok kosić buło,
coby łuschnóńć zdójrzuło.
Potam zawdy łu noju złe pozietrze buło
i siano by zgniuło.
Łuschniante brok pozwozić do szopa,
abo w stogi połustoziać.
Śpij moja dziecino, sen nie zna granic.
Odwracam głowę, nie dla mnie naręcze róż.
Biel wątłym ramionkom gotowa, dla nich,
serce zamarło, dróg nie można zranić już.
I znów zabrakło dla mnie życzeń,
Wyścigi kropel w barwistość kalekie.
Ścigają się jedna przez drugą o miejsce,
z kwileń kilimy plotą piękne, bo warto.
Jak mam cię tulić i chronić nie umiem.
Jeszcze mgłom nałożę jasne nylony,
ubogie są jeziora gdy braknie zachwyceń.
Nieba rozkoszy niezmierzone cyklony.
Ambrozją miłości są zapełnione dzbany.
Poczekaj na mnie, zdążę przed czwartą.
ło mniłowaniu- o miłości
dorzeniała- dojrzała
po śwantan Antónam- po świętym Antonim
weno- wej go!- bo patrz no!
zawdy- zawsze
łu noju- u nas
zdójrzuło- zdążyło
pozietrze- pogoda
brok- trzeba