Mimochodem
To nie czas na dziką różę Goethe,
nie czas zbioru wiatru kosmyków.
Pora na tembr głosów tak dla uwagi,
śmiech nie wymaga przecież odwagi.
Życie Wiesi zmieściło się w torbie.
Nie chce jałmłużny- zdejmuje sweter.
Ilse śpiewała dzieciom piosenki,
bo wtedy wchłonie się więcej gazu.
Wszystko potrwa krócej i będzie łatwiejsze.
Kochać? To tylko gra,
i kończy się żar i kończy się szał.
Pożegnam wreszcie wakacje,
pojadę na tę wyśnioną stację.
Pomacham jak ona jemu- on jej.
Nad łóżkiem pękła żarówka.
Huk, błysk, trzask, nie łza.
Listen- nie- tak się nie pisze,
czerwień da się opisać tylko w rodzimych językach.