Sonet w zasadzie nostalgiczny
stado nieważkie chmur. Podążając za ojca
wzrokiem, pożerałem gwiazdy nieistniejące
w świecie namacalnym – a słodsze od landrynek.
Zdałem sobie sprawę, że minęło od chwili
śmierci dwadzieścia lat. Ze zdjęć spogląda obca
twarz, a zadrapania po zaroście kłującym
dziecięcy policzek doszczętnie się sklepiły.
Coraz bezgłośniej płaczę. Wspomnienia przepadły,
lecz nie czuję wyrzutów. Czasem żal mi tylko,
że dostrzec jak wyrosłem nie miałeś okazji.
Gdy w mrozie wyobrażeń przepadnę na chwilkę,
nadpsutymi zębami zgrzytam, byle zmiażdżyć
gwiazdy nieistniejące. Słodsze niż landrynki.