Maską się mieni całe twoje życie
I nowe maski na stare zakładasz.
Twarzy twej nie zna nawet stworzyciel.
By przywdziać maskę, starań dokładasz.
Gonisz tak w piętkę, aż tchu ci braknie.
Jak długo "to" trwa? Sama już nie wiesz.
Budząc się, maski szukasz ukradkiem.
Dopiero potem ze światem się biedzisz.
Jest jednak ktoś, o kim wciąż myślisz.
To ten będzie jedynym wybranym.
Dla niego zrzucisz maskę ukradkiem.
Choć boisz się, że i on zada ci rany.
Więc witasz ranek kolejną maską.
Kroku nie zrobisz tego jednego.
Bo to bezpieczniej skryć się za maską,
niźli się odsłonić dla wybranego.
A w głowie baśnie szczęśliwe przeżywasz.
Serce zwichnięte wciąż na temblaku.
Sama się w sobie do kości obgryzasz,
by maskę wciąż włożyć przeciwko światu.