Ale kto pytał
Gdy świat beztrosko się mieni przede mną
Znam swego ojca i matkę znam swoją
A wielkie wybuchy tak szybko bledną
Coś tam się kiedyś z nich narodziło
Wypluło zlepek czasoprzestrzeni
Ale czy trzeba tam ciągle powracać
Skoro i tak się nic już nie zmieni?
Po co dociekać co było wcześniej
Czy była czyjaś Wola stworzenia
Czy stał za tym jakiś ponury ważniak
Co machnął różdżką raz od niechcenia
Na co dziś komu takie pytania
Skoro się nie da ich zmonetyzować
Po co dziś szukać początku Sensu
Po co dziś wierzyć w Ciało ze Słowa
***
A jednak podszepty prześnionych sumień
Zalotnie wabią i kuszą skrycie
By w końcu spojrzeć tak w pełni szczerze
Na przemijające po cichu życie
Na czas co niesie nas prądem głębin
Ku horyzontom niepewnych gdybań
Na cel i prapoczątek w jednym
Na to co wciąż nas ku sobie przyzywa
A czyni to tak subtelnie i cicho
Że byle szelest jest w stanie zagłuszyć
Odwieczne pragnienie spotkania się znowu
Bezbronnej i nagiej człowieczej duszy