pyzata
zaglądnij w oczy blaskiem oczaruj
pozwól mi w świetle twoim zatańczyć
błękit spod płaszcza nocy podaruj
pozwól się kochać w słów gwiezdnym pyle
rzuć na podołek wers najpiękniejszy
lekki jak pyłek nocnych motyli
co rozsiewają bezsenne wiersze
o twej urodzie i przyciąganiu
w przestrzeń zamkniętą w twojej poświacie
już się nie gniewaj srebrzysty panie
błękit spod płaszcza nocy daj raczej
uplotę z niego miękką koronę
na skroń ci włożę szeptając czule
w oknie śpiącego cichego domu
że jesteś weny pyzatej królem
.
księżyc to nocny łowca poetów
rozmiłowany w gwiazdach tak wielu
że wciąż niepewny swoich karesów
toczy się wraca na start do celu
i od początku szepcze zaklęcia
dla tych co mają otwarte uszy
on srebrnousty książę poczęcia
najczarowniejszych wersowych wzruszeń
chciałam na randkę z nim się umówić
lecz się zachmurzył i rzekł:
kobieto
szkoda mi czasu swojego trudzić
wrócę gdy pojmiesz kim jest poeta
taki co wizją oświetla twarze
milionów ludzi w jednej piosence
w której każdemu droga do marzeń
otwiera przestrzeń ożywia serce
nic to! mu mówię srebrny przechero
liczba nieważna
ważna jest dusza co wciąż kształtuje czarne litery
i między gwiazdy śmiało wyrusza
może się kiedyś ze mną umówisz
i znajdziesz w oczach chociaż zalążek
tego co człowiek w sobie dusi
a czasem pojmie drugi człowiek